2017-12-07

Oko

Poniżenie i śmierć wysłały duszę kobiety w to miejsce. Zimne, ciemne, mokre i klaustrofobiczne. Szła powoli dotykając palcami ścian po obu stronach korytarza. Czuła dławiący smród coraz cieplejszego powietrza. Szła do tego ciepła. 
Nagle, tuż przed jej twarzą otworzyło się oko. Czerwone, szkliste, diabelskie.
Nie bała się. Znała strach i ból. Znała lęk przed zaśnięciem w domu każdej nocy, gdy była dzieckiem. Znała fałszywe i zimne oczy o poranku.
Spojrzała prosto w czarną źrenicę. Na dnie oka dusze potępionych jęczały i skomlały o litość. Palone ogniem piekielnym wyły w milionowym pochodzie.
Tyle ognia na dnie czarciej gały, a mimo to była ona tak zimna. Smutna i samotna.
Kobieta przysunęła usta do oka i szepnęła:
 - Ogrzeję cię. Chcesz? Od dzisiaj wszystko będzie inaczej. Ty znasz mnie a ja znam ciebie. Razem będzie nam cieplej.
Od tej chwili żadna dusza, która trafiła w to miejsce nie zaznała litości i nikt się stąd nie wyzwolił. Nastał czas porządków, gdy czarci wzrok zatracił się w kobiecej duszy.



2017-12-06

Ołtarz.

Cisza panująca w świątyni przerywana była odgłosem kropli krwi spadających z ołtarza na kamienną posadzkę. Pogłos niósł się przez chwilę, po czym delikatnie zanikał. Było to niesłychanie kojące.
Na ociekającym złotem ołtarzu leżało nagie ciało kobiety. Była niesłychanie piękna. Nawet teraz, gdy w oczach zgasło życie.
Siedmiu mężczyzn klęczało przed ołtarzem i żaden z nich nie miał odwagi się ruszyć. Każdego rozrywała wewnątrz rozpacz i każdy był przekonany, że jest w tym osamotniony. Coraz wolniej spadające krople budziły wypomnienia, przywoływały obrazy, o których chcieliby zapomnieć, uczucia, które wyrywały z piersi serce. Kochali ją nad życie, ale ona nie kochała żadnego z nich. Była ponad to. Była królową.

2017-12-01

Re Obscura

"Za horyzontem zdarzeń czeka na mnie całe mnóstwo tajemnic do odkrycia i czas, który płynąć będzie tak, jak ja będę chciała…" myślała sobie Przepiękna Poczwara gapiąc się w fioletowawą poświatę zachodzącej czarnej dziury. Kolorowe obrazy, rozbłyski marzeń sennych i świetliki w oczach dopaminowały jej mózg. Stała nieporuszona w obłoku rozkoszy. Czarna dziura nęciła.
Tkwić tu czy skoczyć? Wybór stawał się z każdą chwilą coraz łatwiejszy, albo skok w przestrzeń albo ten tłusty sapiący samiec, który zbliżał się od tyłu. Czuła już drganie gruntu.
"Zaraz mnie dopadnie…, potem jaja, larwy i cała chmara małych gnojków pętających się pod nogami…  Zmarnowane życie." Projekcja przyszłości przeraziła Przepiękną Poczwarę i natychmiastowo ją sparaliżowała. Wiedziała, że musi rzucić się w bezmiar kosmosu gdy tylko odzyska swoje odnóża, lecz zamarła w bezruchu.
Tymczasem tłusty samczy paluch zdążył dopaść do Poczwarności i przytrzymał ją przy gruncie. W pierwszej chwili była tym zdruzgotana ale im dłużej ją przytrzymywał, tym mniej jej to przeszkadzało. Pod koniec było jej obojętne jak będzie wyglądała jej przyszłość, wszystko było jej obojętne, byle tylko ten tłuścioch nie przestawał jej przytrzymywać. Taka zmiana…
Gdy otworzyła oczęta, leżała spełniona pod gwieździstym nieboskłonem z odnóżami splecionymi na piersi. Spokojna, bez nurtujących ją dylematów. W jej odwłoku wesoło szumiały larwy. Wygryzły sobie dziurę. Małą, czarną dziurę, nad którą unosiły się fioletowe opary zgnilizny.
"Moja mała, własna, czarna dziura…" szepnęła do siebie cichutko i pozwoliła duszy ulecieć, by nażarła się ciemnej materii do syta.

2017-11-29

Koniec bliski.

W dzikim szale, bez opamiętania Ivan rzucał klątwy na wszystkich i wszystko co podeszło mu pod rękę. Gotował się w środku od chwili, gdy zupełnie nijaki typek, na krótko przed wykastrowaniem, powiedział do niego "Kto zła szuka, ten zło znajdzie. Ceną jest samotność. Głucha samotność po śmierci. Bez celu i bez widza. To twoja pokuta."
Ivan umierał i wiedział, że dla niego oczyszczenia nie będzie. Szalał, krew spływała po ścianach ale on był coraz głębiej w sobie. Świat wokół rozmywał się jakby stary król znajdował się w oku cyklonu. Ukląkł na starej posadzce i popatrzył w swoje rozmyte odbicie. Na niego czeka po drugiej stronie pustka i samotność. Na wieki.

2017-11-17

Zew

Ścierwożerca szalał. Wszędobylski dźwięk, interwał, który rezonował i synchronizował się z jego falami mózgowymi pobudzał szare komórki poczwary do intensywnego działania. Znacznie ponad jego przeciętne możliwości. Pewnie dlatego dość szybko zrozumiał, czego szukać; nona wielka, skąd wychodzi i dokąd prowadzi. Ruszył. Im bardziej bolało, tym był bliżej.
Na rozstaju dróg, przy zejściu do piekła stał spasiony, cuchnący zgniłym mięsem i makaronem sojowym Parszywiec. Wyglądał na zdenerwowanego. Czegoś pilnował. Pod jego nogami Ścierwożerca dostrzegł właz. Pierwszy raz widział coś podobnego, ale nie miał wątpliwości, że to stąd wydobywał się ten silny i męczący dźwięk. Musiał coś zrobić. Musiał tam wleźć. Za wszelką cenę. Przyczaił się i rozpoczął rozpoznanie. Plan miał gotowy błyskawicznie, trzy warianty zabójstwa, każdy z trzema możliwymi opcjami. Sam siebie zadziwiał. Zawsze szedł na żywioł, ale dziś…
Jego mózg, spróbował go przestrzec "A może jesteś tylko narzędziem, może…" ale Ścierwożerca nie dopuścił takich bzdur do głosu, instynkt zabójcy i inteligencja pobudzona dźwiękiem zwyciężyły nad instynktem samozachowawczym. Ruszył.

Gdy odzyskał przytomność leżał oblepiony resztkami świeżych flaków, na plecach miał naciągniętą skórę jakiegoś stworzenia i czuł się syty. Ewidentnie nażarty. Wokół skwierczały czerwie dokańczając resztki. Pod jego nogami był otwarty właz. Ten, którego dźwięk go tu sprowadził. Tylko, że teraz nic nie słyszał. Podniósł wzrok i powoli zrozumiał, że coś się zmieniło. Niebo przykrywały bordowe chmury, rodzima gwiazda miała kolor ciemno czerwony a po horyzont rozciągała się czerwona pustynia, z której wystawały tylko spalone kikuty drzew. Cuchnęło spalonymi zwłokami i gnijącym mięsem.
"Co ja tu wpuściłem?"- pomyślał, ale ostatecznie niewiele go to obchodziło. On miał to, co lubi. Ścierwo do żarcia. Rozciągnął się wygodnie na piachu, przymknął oczy i słuchał symfonii wiatru i szumu czerwi na mięsie. Ależ pięknie grało...

2017-11-14

Tam, gdzie noc wygrywa z dniem

Dusza padła na granicy dwóch wieczności. Zupełnie jak za życia nie wiedziała dokąd pójść. Tam wybrała klasztor, stała się spełnieniem cudzych pragnień i żądz usychając wewnątrz z samotności. Nic jej nie cieszyło ani nic nie dawało spełnienia.
Teraz, spoglądała w stronę oddalającego się światła bez żalu. Mimo wszystko ciepło nocy i ogień, który grzał jej garb stawały się bardziej nęcące. Wołały ją, a ona nie miała ochoty się opierać. Znała ten głos. To głos Marii. I ten drugi też. Milszy.
Magdalena odwróciła się od światła i powoli ruszyła tam, gdzie horyzont był czerwony jak krew.

2017-11-13

Świadek i sługa

Agata nie mogła zasnąć. Leżała wpatrzona w sklepienie klasztornej celi i czekała. Czuła, że tej nocy coś się wydarzy. Nasłuchiwała skrzypiącej podłogi zwiastującej rozkosz.
Agata już dawno odkryła, że te stare mury przesiąknięte były mrocznymi tajemnicami i mocami, które nie w światłości mają swoje źródło.
Pełzający po starej podłodze dźwięk kroków spowodował, że żołądek podszedł jej do gardła. Wstała.
Dziś zapragnęła więcej niż zwykle. Skradała się tajemnym korytarzem zupełnie naga do zakazanej komnaty. Na miejscu, w zupełnej ciemności odsunęła zasłonę lustra weneckiego. Po drugiej stronie Maria całowała Magdalenę wsuwając jej jednocześnie dłonie pod habit.
Agata skrycie kochała Magdalenę, lecz mimo to obserwowanie jej z inną kobietą sprawiało jej przyjemność. Rozpostarła szeroko ręce i oparła się o ścianę w oczekiwaniu. Wiedziała, że za chwilę poczuje gorąc na swoich plecach i dotyk cieplych dłoni.
Potężne ciało docisnęło ją do ściany, inaczej niż zwykle. Wystraszyła się, ale nic nie mogła zrobić. Patrząc na namiętność Marii i Magdaleny sama doświadczała czegoś znacznie silniejszego. Była przerażona, ale za nic nie chciała przestać. Odór siarki zatykał jej nozdrza.
Po drugiej stronie lustra w dłoni Marii błysnęła żyletka. W tej samej chwili demon eksplodował wewnątrz Agaty i docisnął ją tak mocno, że z ust upadłej sługi bożej wypłynęła krew. Lecz ona tego nie czuła. Dreszcz rozkoszy mieszał się z bólem strzaskanych żeber i skowytem duszy wyrywanej z konającego ciała.
"Nic więcej mi nie trzeba. Nic…" pomyślała w ostatniej sekundzie życia Agata. Demon zabrał ją do siebie.

2017-11-09

Wpiekłozstąpienie



Maria przebudziła się w niezwykłym miejscu. Lewitowała, nie było jej ani zimno ani ciepło, słyszała tylko dźwięki. Z góry odległe chóry, niemrawe, wzniosłe przemowy i nudę. Do tego wszystkiego jeszcze światło, które niemiłosiernie raniło oczy. Z dołu natomiast… Tak. To było coś znacznie bardziej nęcącego. Nie do opisania, ale wszystkie komórki jej ciała chciały właśnie tam.
Jednak wciąż tylko lewitowała.
Gdzieś z boku dosłyszała kłótnię. Nie rozumiała nic, nawet nie wiedziała w jakim języku się kłócą, jednak bez wątpienia było to o niej. "Marie" padało często.
Była jednak zbyt pochłonięta marzeniami o tym, co dzieje się w dole, by rozumieć, że kłótnia właśnie jej kresu dotyczy.
Dźwięk młotka rozniósł się echem we wszystkie strony. Decyzja zapadła. Maria przymknęła odruchowo powieki i nie chciała ich otwierać zbyt szybko. Coś ją niepokoiło…

2017-10-31

Diablice

Krople krwi odrywały się od paznokci dziewczyny i spadały na podłogę wybijając trupi rytm. W oczach gasło życie. Maria, nie chcąc nikogo budzić, starała się stąpać cicho, dokładnie w rytm kropel. W dłoni trzymała żyletkę, którą przed chwilą pocięła przyjaciółkę.
Musiała to zrobić. Nie mogła się zgodzić na to, żeby tak po prostu ją ktoś porzucał. Miała swoje potrzeby a tu w klasztorze niełatwo jest znaleźć kochankę, która tak znakomicie odczytuje wszelkie reakcje jej ciała na czułość, gorący oddech i drżącą dłoń pomiędzy udami...
Dłoń, zapomniała o dłoni. Musi ją odciąć. Tak delikatnych nie miała żadna z sióstr. Szkoda zostawić. Odwróciła się, ale w tej samej chwili ciało Magdaleny osunęło się na podłogę. Włosy, piękne, czarne, kręcone i pachnące lawendą, zaczepiły o lustro, które spadło i rozbiło się pod nogami Marii. Ta zamarła na widok demonów, które uwolnione rozpierzchły się na wszystkie strony niczym karaluchy. Nie bała się ich, zawsze wiedziała, że one tam są.
Nocami, gdy wymykały się z Magdaleną na korytarz, by tonąć w rozkoszy, diabelskie, pożądliwe oczy syciły się widokiem ich spoconych ciał błyszcząc po drugiej stronie lustra.
Maria podniosła fragment, by upewnić się, że dobrze wygląda w tak ważnej chwili, lecz od razu odrzuciła go z krzykiem. W odbiciu ujrzała swoją duszę. Ledwie widoczny cień i puste oczodoły. Zamarła na chwilę. Chciała schylić się po następny, ale poślizgnęła się na świeżej krwi i upadła na ciepłe ciało martwej kochanki. Poczuła się tak dobrze wtulając się w jej piersi, iż nieomal pożałowała, że poderżnęła jej gardło.
Nie miała siły się podnieść. Przesunęła dłoń po swoim udzie i poczuła ciepło. Ciepło i wilgoć. Kawałek lustra rozciął jej tętnicę.
Gdy zasypiała wtulona w Magdalenę, szczurze demony dobierały się do jej duszy. Jej i jej kochanki.
Diabeł zechciał mieć je u siebie. Obydwie. Będą mieć swoje własne przedstawienie. W szerszym gronie. Na zawsze.

2017-10-27

Spiritus Insectum

Insectus przyczaił się w cieniu. Postanowił poczekać zanim przeskoczy na drugą stronę. Chciał się upewnić, że zrobi to w odpowiednim momencie. Niejeden już musiał wracać do nowego ciała, jeszcze raz przechodzić przez nędzne życie, tylko dlatego, że Rachela przebudziła się akurat, gdy przechodzili przez dolinę blasku. On nie będzie taki głupi. Przyczai się, poczeka i przemknie dopiero, gdy będzie pewien, że nic mu nie przeszkodzi w drodze do ciemności.
Obserwując potężną Rachelę nucił sobie pradawną pieśń o wędrówce doliną światła w strachu i samotności…
Opasła odźwierna leżała w bezruchu. Insectus dojrzał na jej prawym boku pleśń. "Całkiem spore grzybki..." pomyślał i spochmurniał z radości, "Ona jest martwa!".
Podniósł swoje chude odnóża i zebrał się do biegu.
Światło drapało go do krwi. Nienawidził go i pędził co sił. Druga strona doliny była już blisko. Jakoś to zniesie.
Gdy zdawało się, że już nic się nie wydarzy, Rachela eksplodowała. Jej wnętrzności rozbryzgały się po całej okolicy. Wraz z nimi młode Arachny. Całe mnóstwo. Insectus stracił przyczepność i wpadł prosto w kłębowisko wesoło bawiącego się potomstwa starej, zgniłej Racheli.
"Ale sobie wybrałem moment…" pomyślał, unikając ze wszystkich sił dotknięcia którejkolwiek szczękoczułki. Tego nie chciał Insectus za nic. To one zmuszały dusze do powrotu. Ale na imię im było Legion, bo było ich wielu. Zbyt wielu… "Świetlisty Legion, jego mać..." - to była ostatnia myśl Insecusa w starym ciele.
Gdy światłość ogarnęła cały jego umysł, omal nie doprowadzając go do wymiotów, stracił poczucie czasu i przestrzeni. Ostatkiem świadomości poczuł jak wchodzi w nowe życie, gdzieś pomiędzy sapiącym tłuściochem i lamentującym ze strachu i bólu dziewczęciem. Będzie człowiekiem… tylko nie to… nie to…

2017-10-26

Latarnia zdrajców

- Ja wiem, w czyich oczach zabłyśnie śmierć. - powiedział Lucek w eter pewien, że odezwie się właśnie ten, o którym wspominał. - I nie będę tu wskazywał palcem, ale zdaje się, że…
 - Nie mów mi gdzie to jest.
 - A co? Wiesz?
 - Latarnia zdrajców.
 - Czyli wiesz. Ruszaj.
Diable szczenię uderzyło z kopyta kierując się w stronę ciemno pomarańczowego horyzontu. Tam ogień był najzajadliwszy. Palił nawet ich. Przyjaciele buntownicy spoglądali z dala, nie chcąc wpaść w oko ojcu. Będzie im go brakowało. Najbardziej temu, za którego się poświęcił.
Pędząc przez piekło, pogodzony z losem, żegnał się w myślach z kochankiem, który odprowadzał go wzrokiem, aż opadł ostatni pył.
 - Zapłacisz mi za to. - szeptał do siebie ten, który pozostał. - Jednak go przechytrzyłeś najdroższy..

2017-10-25

Reincaro

Przebudziwszy się po rozkosznej nocy Reign czuł się wspaniale. Nażarł się zgnilizny, ochlał prawie zakrzepłej, gnijącej krwi a w resztkach padliny złożył całą zgraję jaj. Uśmiechnął się na wspomnienie wspólnych zapłodzin z innymi mu podobnymi.
Dobry humor  minął, gdy przypomniał sobie, że ma misję a istotą, w którą wpasował go ojciec, gardził. Nic w tym ciele mu nie wychodziło. Czekał na śmierć.
Leżąc tak, wpatrywał się w niebieskie znienawidzone niebo i knuł. Knuł, jak zasłonić ten cyjan ukochaną czernią.
Podniósł się i od razu padł na garb.
Miał urwany odwłok. Flaki były wszędzie dookoła a on przykleił się do ściany. Nie obchodziło go jak to się stało. Pewnie zbyt ostro się zapładniali...
"Teraz poczekam cicho na śmierć. Może nie poczuję." Gdy tylko skończył myśl, ciepły odór pajęczego jadu popieścił mu nozdrza. Czekała go długo wyczekiwana i upragniona, męczarnia. Żywcem zgnije.
"Zabiję Cię tam w dole…" pomyślał, gdy jad zalewał mu gardziel.

2017-10-22

U martwych stóp.

Doczołgał się do stóp konającego olbrzyma. Tyle razy próbował go zaszlachtować, że naturalną śmierć tego boskiego sługi uznał za porażkę.
Leżał u jego martwych stóp i szukał w głowie jakiegokolwiek celu, który zatrzyma go na tym świecie. Nic nie znajdował. "Poleżę tu z tobą do poranka. Może gdy wzejdzie słońce… Może wtedy się obudzę." - pomyślał i legł przy wielkich, włochatych odnóżach poczwary.
Słońce nie wzeszło.

2017-10-19

Czarci wzrok

Pośrodku owłosionego łba błyszczało czerwienią diable ślepie. Przewiercało na wskroś, nie pozwalało skupić myśli. Ten wzrok nie pozostawiał złudzeń. To było powitanie, bezlitosne, ogniem zmrożone.
Diabeł rozpostarł skrzydła nie odrywając oka od gościa. W cieniu jego skrzydeł było chłodniej. Zdecydowanie chłodniej. Nieszczęśnik pożałował nawet, że bał się tego cienia za życia. Teraz przestał.
Wyprostował się i poczuł się mocny, pierwszy raz od dnia urodzin niczego się nie bał.
Machnięcie skrzydeł wywiało z człowieka duszę, słabą, zgarbioną, wystraszoną i rozmodloną. Człowiek patrzył na nią z pogardą.
 - Przez ciebie, przez twoją pokurczoną wolę i lepki strach zmarnowałem życie. Jedno jedyne życie. Idź! Tu będziesz się modlić aż do dnia sądu. Niech cię zabiera w żar.
Diabeł uśmiechnął się i kolejnym machnięciem zdmuchnął duszę w ogień.
Polubił tego człowieczka. Może i późno, ale jednak się pozbierał. Może go odeśle? Dusza zostaje.

2017-10-17

Asylum


- Gdzie idziemy? Dokąd mnie ciągniesz?
 - Chwile gniewu, złość. Zepsułeś wszystko. Wiesz? Zepsute rzeczy się wyrzuca. Nie naprawia już teraz. Szkoda cennego czasu.
 - Nie chcę tu być! Nie zamykaj mnie!
 - Jesteś złamaną obietnicą, obrazem na dykcie, którą zżarła pleśń.
 - Nie!
 - Jesteś lustrem, które nie odbija światła i słowem, którego nie słyszy nikt. Niczym. Stworzę ci zatem świat, w którym będziesz kimś. Świat, w którym będziesz tylko ty. Teraz śpij.

2017-10-16

Trupokalipsa

Tu, u twych stóp klękam, krwią broczę i sił na więcej nie starczy. Doceń moje poświęcenie, życiem podpieczętowany cyrograf.
W złą stronę pędzić zamierzał twój los, więc go sklęłam i sprytem powstrzymać zdołałam. Nie dziękuj, nie trzeba.
Jad we krwi i miłość w oczach. Z ust spiłeś miód a językiem wygryzionym wessałeś przebiegle ukryty los. Mała ja i głupi Ty…
Spotkamy się tam. Nie patrz na mnie ostatni raz, już sił ci brak.

2017-10-14

Światło z głębi

Stopy zdarte do kości, na dłoniach skóry strzępy. Droga była kręta, krzewy cierniste a kamienie ostre. Nie miało być łatwo. Zwątpienie, które tyle razy mąciło wzrok, mieszało myśli, okazało się szeptem diabła. Czułym, wprost do ucha. Nie igra się z takim kochankiem, tym bardziej, że to przyjazny i ciepły głos. Dawał znak, wskazywał i oświecał. Jednak trudno się czasem przekonać, gdy glos, choć słuszny, to czarci. Tak też i tym razem było.
Na końcu drogi, miast wyczekiwanej kopuły z dzwonem tylko drewniany, strzaskany ruszt. Nic się nie ostało. Zamiast murów kamiennych i przyjaciół tylko dziurawe ruiny i kości białe jak kreda. Czuć w zgliszczach festyn, było tutaj hucznie. Ale dawno już. Teraz cicho, nawet wiatr nie ma ochoty wiać. Westchnień brak.
Sił brakuje by wracać. Szeptaj teraz czarcie, świeć.

2017-10-10

Ścierwożerca

Chodź, wyprowadzę cię na błoto albo inne szambo, jak tylko będziesz chciał. Nażresz się jakiegoś gówna, zdechłej ryby, albo co tam sobie znajdziesz. Może śmierdzieć. Nawet powinno. O, patrz, jaka twarda smycz. Wczoraj wyprowadzałem twoją matkę. Podobało jej się to, mi też. Dlatego smycz dziś taka twarda… Zaschnięta. Rozumiesz? Gówno rozumiesz, bo gówno żresz. Dobra, chodź już. Smród nadchodzi i zrobi się tłoczno. Musimy być pierwsi. Zakładaj kaganiec. Ty mnie w ogóle słuchasz? Ścierwożerca i fetorator zaschnięty jego mać. Spodnie zostaw. Niech inni też coś mają z życia. Idziemy.

2017-10-06

Pokusa.

Ciepło tu i wygodnie. Przylepiona do masy, która ślamazarnie sunęła w kontraście, M krzywiła się co rusz szturchana wszędobylską, natarczywą światłością. Kiedyś nęcąca pokusa, teraz cuchnąca dziura, z której wypływała owa światłość stała się owrzodzeniem gałek ocznych. Coś musiało zostać zrobione. Koniecznie.
Odwrócić się i pójść w cień, którego coraz mniej? Nie. To nie w stylu M. Raczej pozwoliłaby się wessać i jak szpieg, najchytrzejszy z chytrych, dostać się do samego źródła. Źródełka. I tam zrobić to co trzeba.

M weszła w stan doźródłowujący, dzięki czemu oślepieni cieplariusze wnieśli ją w głąb swego raju. Nic nie musiała robić, więc był czas na przygotowania. Jakże to słodkie.

Lata minęły i świat zapomniał, jak to jest tonąć w fotonach ogłupiałych i chaotycznych. Ktoś tam nawet pamiętał, ale raczej nie wspominał tych odległych czasów. Po co?
Wreszcie widać wszystko jakim jest.

2017-10-04

Pasożyty

Zostawiwszy za sobą mściwe spojrzenia ruszyła w świat. Odważnie, zważywszy, że była nic nie wartą starą, śmierdzącą latawicą. Choć z drugiej strony, cokolwiek by ją nie czekało, będzie lepsze od tego, co pozostawiła za sobą. Połamane krzesło i mocno, naprawdę mocno, wytrzepaną pryczę znaną wszystkim samcom w mieście. Resztę zżarły szczury.
Stanęła na rozstaju dróg wyrytych w betonowym świecie i to zaklinowało jej procesy myślowe. Czas zamarł i czeka, tylko skóra na jej głowie zaczęła się grzać. Lata obijania łbem o ścianę dały o sobie znać.
Spojrzała w lewo, w prawo, przed siebie. Za dużo, trzy możliwości. Czas, będący wciąż w zamarciu, przymknął oczy załamany. Tu się długo nic nie wydarzy.
Wtem, znienacka nadjechała gromada rozweselonych hultajów z miasta. Zobaczywszy zdruzgotaną opcjami dziewkę, chwycili ją za łeb, wciągnęli na wóz i uroczyście, na wszelkie możliwe sposoby, sponiewierali. Ależ była uciecha. A najwięcej miała jej latawica, bo w końcu trafił się jej kawał niezłej rozrywki, gdy spokojnie zagryzając trawkę, patrzyła jak pasożyty, którymi obdarzyła chłopców, przebijają się przez ich skórę i pożerają ich żywcem. "Jak w kinie." - pomyślała i zdrzemnęła się styrana.

2017-10-02

W otchłani śpij


Śpij spokojnie, miejsce od dawna przygotowane. Nikt ci tu snu zburzyć nie śmie. Otchłań i nicości cisza.  Tak jak chciałeś. Śpij na wieki.

2017-09-27

Oculus tempestatis

Znowu podniósł się grunt i niebezpiecznie zbliżył do twarzy. Cyklon skrył się przebiegle za urzekającym horyzontem, ale ani trochę nie osłabł. Nabrał rozmachu. Dojrzał. Oko stało się pozahoryzontalne.
Teraz, gdy gotowość do obrony została rozproszona na wiele nieistotnych spraw, cyklon postanowił o sobie przypomnieć. Zwęził źrenice, które od tyłu, smagając ogon próbują wsysać. Wszystko się trzęsie, wiruje, cyklon się bawi. Glowa, ogon, głowa, ogon. W końcu braknie sił. Jeśli nie teraz, to później.

2017-09-22

Topielec

Stara kurtyzana położyła się na brzegu jeziora i tonąc w świetle księżyca pozwalała insektom sączyć swoją krew. Marzyła. Widziała demona wychodzącego z wody, stającego nad nią, patrzącego z góry jak woda spływająca po jego gładkim ciele kapie na jej piersi, uda… Zrobiło się jej gorąco. Po plecach przeszedł dreszcz. Przymknęła oczy i spróbowała przywołać dawno zapomniane rozkosze. Nie udało się.
Znad wody powiew wiatru przyniósł stęchły trupi odór. Niechętnie otworzyła oczy. Serce zaczęło bić jak szalone.
Księżyc przesłoniła jej czarna postać. Poczuła wodę kąpiącą na jej brzuch. Nad nią stała kobieta, naga, ale wodorosty wiszące z jej głowy okrywały ciało. Mimo ciemności widziała jej oczy, matowe, jak u ślepego psa.
Spróbowała się podnieść, lecz ciało było zbyt ciężkie.
Kobieta otworzyła usta, z których chlusnęła zgniła woda wprost na twarz kurtyzany.
 - Czego tu chcesz? Po co wołasz w snach? Zabieram Cię.
Wyciągnęła dłoń, kurtyzana wyciągnęła swoją i natychmiast ją zabrała z obrzydzeniem. Na palcach miała skórę topielca.
 - Ha, ha, ha… Nie podobają Ci się moje zgniłe ścięgna? Co? Przywyknij. Twoje będą takie same niedługo. Skoro tak, to zaśniesz tutaj. Niech pająki przyodzieją cię w sieć. Później po ciebie przyjdę.
Kobieta powróciła do jeziora.
Kurtyzana przerażona próbowała się wyrwać, ale sieci pajęcze nie pozwalały się ruszyć. Czuła jak te małe potwory kąsają ja po całym ciele wstrzykując jad. Zrozumiała, że zgnije żywcem. Tu na brzegu jeziora. Nikt jej nie znajdzie. Tu ani nigdzie indziej. Nikt nie będzie o niej pamiętał. Nikt.
Starała się nie zasnąć z całych sił. Chwytała ostatnie chwile tak łapczywie. Usnęła.

2017-09-14

Wyrwaniec

Palce czarta zaciskały się na szyi Skrzydlewca, gdy ten resztką sił machnął skrzydłami. Niemrawo, ale wystarczająco mocno, by cyngiel ciemności stracił równowagę i poluźnił palce. Padając pochwycił suchą gałąź drzewka oliwnego, która strzeliła a drzewko stanęło w płomieniach. "Co jest do ojca piekielnego?!" pomyślał czart padając na pustynny piach. W dali, na horyzoncie majaczyła postać człowiecza.
Skrzydlewiec wyrwał się śmierci kolejny raz. Popędził ku niebu, zostawiając za sobą sytuację, której wagi nie pojmował. Nie wiedział, że tysiąc lat później będą o niej śpiewać nędzni ludzie w budowlach wielkich jak ich pycha.

2017-09-10

Krzaczydła nocy

Czerwona noc i zieleń bluszczy zażółciły nędznym światłem twarz. Nawet żółte zęby zdawały się bielsze. Usta w delikatnym grymasie próbowały skryć język, który próbował wylizać krew z ich kącika. Zabrakło im sił.
W błyszczącym ostrzu noża odbił się blado-bordowy cień złoczyńcy. Uciekł niezauważony, gdy serce kobiety przestawało bić.

2017-09-07

Nas jest wielu

A: Z kim walczysz?
B: On mi pokazuje, kto życzy mi źle, kto przygotowuje dla mnie dół, kto syczy i kąsa za plecami, żebym upadła i nie wstała.
A: Kim on jest?
B: To głos, zdecydowany i klarowny. Nie był taki kiedyś.
A: Coś się zmieniło?
B: Co się miało zmienić? Dlaczego ja męczysz? Nie widzisz, że jest zmęczona?
A: Lubisz ją?
B: Dość tych pytań. Jest ważna i potrzebuję jej. Nic tobie do tego. Daj nam spokój
A: Ilu was jest?
B: Prosili cię byś odszedł i dał nam odpocząć. Zrób to.
A: Grozisz mi?
B: Czego się boisz w snach? Czy zechcesz do nas dołączyć? Jest nas wielu. Tu i w tym miejscu.
A: Nie jestem z wami! Nie chcę być! To jest…
B: Będzie nam miło. Razem. Już nam ciebie brakuje. Chodź!

Kobieta odwróciła się do lekarza i spojrzała mu prosto w oczy. Znała je. Na dnie oka wiły się wszystkie jej sny. I oni. Sześćset sześćdziesiąt sześć zmor. W lustrze widziała je wszystkie.

2017-09-02

Oczy


Zimne, pozbawione jakichkolwiek emocji oczy myśliwego wpatrywały się w nagie ciało kobiety.
Strugi potu z czoła mieszały się z krwią na jej ustach. Była niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. To nie przerażenie a raczej oczekiwanie na zbliżającą się rozkosz ją paraliżowało. Oboje czekali i delektowali się rosnącym napięciem.
W milczeniu łowca zbliżył usta do jej ust i powoli wypełnił je kwasem ze swojego żołądka. Płyn powoli wypalił jej gardło i spłynął razem z resztkami ciała do płuc. Teraz było już za późno na wszystko. Zbyt późno pojęła, że to nie jej pożądanie zostanie tej nocy zaspokojone.
Potem nic już nie czuła. Oprawca wyssał jej wnętrzności razem z duszą do końca dbając, by wszystko świadomie widziała.

2017-08-29

Za cudze złoto

Cisza zachodzącego słońca. W powietrzu cząsteczki opadającego po bitwie kurzu. Na piasku dwa martwe ciała. Twarz przy twarzy, dłoń obok dłoni i dwa skrzyżowane sztylety. W cudzej sprawie i za cudze złoto w złotym blasku krzyża gniją.

2017-08-24

Overlord

Otwór w klepisku nakryty został sporym kawałkiem grubego przeźroczystego kwarcu. Nazwali go Okiem Pana. "Głupi Ci ludzie" - pomyślał władca.
Overlord podczołgał się do wizjera i patrzył.
Jego życie dobiegało kresu, więc zaczynały bawić go takie najprostsze, małe przyjemności.
Tam w dole żyli ludzie, których zniewolił jego dziad. Zaraz po wylądowaniu na tej chorej planecie.
Teraz kręcili się bez celu po lochach a ożywiali się tylko, gdy zbliżała się pora karmienia.
Overlord też robił się głodny, sięgnął więc po laserowy wskaźnik.
Parę chwil później żołnierze wrzucili do jego komnaty trzy młode ciała samic z wypalonymi w głowach dziurami. Takie lubił najbardziej.

2017-08-23

Horda

"Nas jest wielu a tyś tylko jeden." - wyszeptał śpiącemu żołnierzowi wprost do ucha diabeł.
Ten zerwał się na równe nogi i spojrzał złu prosto w oczy. Czyżby teraz przyszło zapłacić za wszystkie przyjemności? Diabeł pchnął wojaka a ten wpadł do dołu, którego jeszcze przed chwilą nie było.
Leżąc na dnie widział jak nad otworem zbierają się jego koledzy i zaczynają zasypywać go ziemią. Próbował krzyczeć, ale był sparaliżowany. Rozmawiali o nim.
 - Teraz już nikomu nic nie powie.
 - Nigdy jeszcze nie słyszałem, żeby jakiś Don Quijote dobrze skończył.
 - Ja też.
Śmiechu już nie słyszał, bo przysypała go gruba warstwa ziemi.
 - Zapraszam do mnie. - powiedział czort i chwycił przerażoną duszę żołnierza swoimi ramionami. A miał ich osiem.

2017-08-22

Ut me ad familiam

Przed maską pojawiła się nagle chuda dziewczyna. Grubas zahamował z piskiem opon, wyskoczył z samochodu i krzyknął:
 - Chcesz, żebym cię zabił?!
Dopiero po chwili dotarło do niego, że dziewczyna jest naga, w ciemności jednak niewiele widział.
 - Co ty tutaj…?
 - Zabierz mnie do rodziny, pomóż mi proszę. - powiedziała słabym głosem.
 - Jak? Gdzie?
 - Pokażę ci.
Po chwili jechali już dość szybko, dziewczyna siedziała z tyłu przykryta kocem. Cicho, ale zdecydowanie mówiła gdzie jechać.
Podjechali pod szpitalną izbę przyjęć. Ona nie miała siły się podnieść, więc grubas wziął ją na ręce i przeniósł przez rozsuwane drzwi do szpitala. Wewnątrz stało dwóch mundurowych, jeden powiedział głośno:
 - Patrz, to ta dziewczyna! Gdzie pan…?
Do grubasa i dziewczyny podszedł lekarz, podniósł koc, spojrzał grubasowi w oczy i powiedział:
 - Ona jest martwa od co najmniej dwóch dni. Cała rodzina zginęła w wypadku, jej nie mogliśmy znaleźć.

2017-08-20

Risus diaboli

"W katalogu to taaak pięknie wyglądało… Po co ja się w ogóle pchałem do tego konkursu? Nawet larwa wie, że na tej planecie, na zadupiu galaktyki jest jakieś życie. Wszędzie jakieś jest. Ale tu??? Jakaś banda łysych, śmierdzących istot, których nie toleruje żadna inna forma życia, żre, sra gdzie popadnie, zabija wszystko co zobaczy, pieprzą się wszędzie i na okrągło i potem to jeszcze oglądają, pobudowali jakieś prymitywne anteny, sieją zakłóceniami dalej niż widzą, wszystko inne głupieje od tego… Kto w ogóle pozwala im istnieć? Przecież to jest jak wirus, zżerają nosiciela. Banda tępych pajaców, sfrustrowanych i zakompleksionych. Nie, nie, nie, ja coś muszę z tym zrobić. Spadam do siebie. Odlatuję." - pomyślał gość kosmo-wczasowicz na naszej zielonej planecie i odpalił silniki swojego statku. Huk zapłonu został zagłuszony trzaskiem miażdżonego modułu nośnego i rykiem wydobywającym się z gardzieli nierozwiniętego homo sapiens:
 - Mamo, mamo, zobacz jakiego śmiesznego robaczka złapałem!
 - Wyrzuć to skarbie, bo cię jeszcze ugryzie - odparła posiadaczka połowy kodu źródłowego swojej larwy.
Gość kosmo-wczasowicz nie mógł uwierzyć, że taki mały, niewykształcony biologicznie i mentalnie organizm, uratował swój gatunek przed unicestwieniem skazując jednocześnie na nie planetę i wszystko co się na niej znajduje.
Oczy rozdziawione ze zdumienia stały się najpierw szkliste, potem matowe. Do wnętrza statku przedostała się bakteria i dobrała się do wciąż żywego gościa. Zaraz za nią kolejne kilka tysięcy.
"A, to tak to działa…" pomyślał wczasowicz i zgasł.
Gdzieś na czerwonym końcu wszechświata rozległ się szyderczy chichot czorta.

2017-08-19

Mizantrop

"To ja sobie tu postoję, popatrzę, przeczekam, przyczaję się" - pomyślał Bo Hater siadając na krzywej ławce, przy ścieżce prowadzącej do świątyni. Wszystko taplało się w blado niebieskim świetle miesiąca. Nie było tylko diabła, z którym chciałoby się przetańczyć całą noc.
Tej pustki tak łatwo nie zapełnię  - szepnął Bo rozdziawiając nozdrza w nawąchiwaniu człeka-ofiary. - Będę musiał jeszcze poczekać, do stu aniołów…

2017-08-17

Resurrectio Culex

Krótki przystanek w dalekiej podróży, której kresu nikt nie zna, okazał się grobowcem. Nocne niebo pojaśniało, spadł śnieg a leżący na skale człek zastygł przyprószony białym puchem.
Próbował naiwnie wymodlić ratunek, lecz nie stał się pierwszym szczęśliwcem w historii świata, któremu się to udało. Mimo, iż machał wszystkimi członkami ku niebu. Tak też zamarzł.
W środku tej lichej kreatury słabo biło serce a zamarzający mózg generował kolejne wizje tłumaczące ten niefart. W każdej z nich jakieś bóstwo miało tęgi powód, by nie pomóc temu biedakowi. Ostatecznie uznał on, że poddany został próbie wiary.
Serce zastygło a wraz z nim wszystkie wspomnienia zamarzły na zawsze.
 
Gdy pierwsze wiosenne promieniowanie pobudziło jego komórki do życia, człowieczek otworzył oczy, spojrzał w gwiazdę krążącą wokół płaskiej planety i zupełnie nic sobie nie przypomniał. Uśmiechnął się szeroko, bo kompletnie nic go to nie obchodziło.
"Jaka ładna brama do życia" pomyślał filozoficznie zagryzając opuncję begonią.

2017-08-11

Tenebris




"…i ciemność wiekuistą racz im dać Panie."


Po ostatnich słowach mistrza ceremonii zapadła cisza. Pośmiertnie skrzyżowane kończyny Volanty wyglądały dość komicznie z tymi wszystkimi wystającymi kośćmi. Ewidentnie znaleziono ją żywą i gdy formowano zwyczajową grobową pozę musiała się bronić.
 - Jest nas pięcioro. Ciągniemy zapałki.
Wszyscy kolejno podeszli do MC i losowali. Najdłuższą wyciągnęła Vespa. Podskoczyła z radości. Żałobnicy nie bardzo skłaniali się do wyjścia,  na co poirytowana Vespa wycharczała:
 - Chcecie sobie popatrzeć zboczeńcy? Won!
Nie bardzo to podziałało, ale Vespa nie mogła już czekać. Podeszła do zahibernowanej Volanty i zaczęła składać jaja w jej odwłoku. Wszyscy, razem z mistrzem ceremonii, zaczęli się pocić i sapać. Vespa zorientowała się zbyt późno co się święci.
Mistrz ceremonii przyklepał ostatnią szuflę ziemi. Na nagrobku dopisał "Vespa".

2017-08-07

Iluminacja

Gdy nastąpiła, myśli zawrzały. Oczekiwania były niemałe, analizy bazujące na wszelkich możliwych i niemożliwych danych prowadziły do optymistycznych wniosków. Iluminacja miała otworzyć bramę do świata. Bramę, która zatrzasnęła się dość dawno i wszelkie próby jej sforsowania nie powiodły się.
Myśli rzuciły się jedna przez drugą by oglądać, podziwiać i chłonąć ten wyczekiwany cud.
W bursztynowym świetle, pięknym i wciągającym, stała śmierć. Nieruchoma, czarna i zimna śmierć.

2017-08-06

Spalone chaty

Gdy zapłonie świat, psy i hieny żreć będą nas. Czerwona poświata, czarna krew i smród palonych chat znaczyć będą trakt. Na pustym placu pozostaną najlepsi z nas. Bezużyteczni więc martwi, znikną zapomniani a pył rozniesie wiatr.

Drugi start

W ciemności czai się śmierć. Cierpliwie czeka, obserwując klepsydrę każdego z nas.
Po tej stronie horyzontu zdarzeń czas staje, nie gra już żadnej roli. Tu zostaje się na zawsze.
Czasem siła pozwala odbić się, zyskać energię i nowy czas. Ale niewielu ma taki fart.

2017-08-04

Druch

  - Witaj o Ścierwojadzie Bosy.
  - Witaj Jęzozgnirze Podły.
Starzy kompani wymienili płomienne uprzejmości i dobyli mieczy. Walka trwała krótko. Ścierwojad padł na ryj. Odwłok sterczał ku górze, co zdecydowanie popsuło nastrój Jęzozgniłowi Podłemu. Tyle wspomnień…
  - Żyjesz?
  - Trochę…
  - Ech. Trzeba było oddać mu tę larwę.
  - Agrhhh… - Ścierwojad wyzionął ducha.
Miecz wylądował w pochwie. Po kilku chwilach zadowolony i zrelaksowany Jęzozgnił Podły oddalił się pozostawiając zbrukane truchło na pastwę radośnie bzykających much.

2017-07-31

De Profundis

Umarłam dla Twojej radości. Krwią zbrukałam wszystko. Suknię i sztylet, który wbiłeś w moją pierś.
Zostawiłeś mnie tu samą na pastwę ojca, który litości nie zna i nie pozwoli odejść mi jak chcę. Zaraz tu będzie i zwoła moje siostry. Zlecą się i żywcem mnie zeżrą. Na końcu mózg. Wszystko i dokładnie będę czuć.
Wspomnienia zajdą rubinową mgłą jak zachód słońca tonący w czerwonym śnie.
Żegnaj kochany. Z otchłani zawołam. Przywitam cię i już zawsze będziesz mój.

2017-07-29

Ziemia niepamięci

Ziemia krwią nasączona nic już nie urodzi. W skorupie jad zatruł wszystko i spalił korzenie do cna.
Nie musiało tak się stać. Zabrakło dłoni wyciągniętej na czas.

2017-07-26

Taki zmierzch

"Niech wraz ze zmierzchem przyjdzie kres." pomyślała Eliza spoglądając na niespokojne niebo. Chmury kotłowały się tworząc przerażające przestrzenne formacje.
"Dziś w nocy, dziś w nocy… odetchnę. W końcu."
Myśli w jej głowie stawały się spokojniejsze, nie pędziły już we wszystkich kierunkach i nie plątały ze sobą. Eliza miała wrażenie, że stały się szersze, gładsze i opadały jak jedwab w bezwietrzny dzień. Zamknęła oczy pozwalając, by ją niosły po bezkresnym oceanie spokoju.
Poczekam jeszcze chwilkę. - powiedziała do siebie cichutko obserwując kłębiące się chmury. Potem wstała, weszła na taboret, sięgnęła po sznur.
Rankiem nikt nie zauważył, że Elizy nie ma. Często spóźniała się na śniadanie, gdy nie mogąc spać kręciła się po domu budząc wszystkich. Dziś w końcu byli wyspani.

2017-07-19

Mały rozumek

Mały rozumek nie zdołał przetrzeć mgły sprzed oczu. I tak właśnie mały rozumek stracił mnóstwo dni, które były niewyraźne, mdłe i straszne.
I pękło w nim coś trudnego dnia, zdrapał mgłę i krwią się zalał. Ale od tego dnia był już kimś zupełnie innym. Całkowicie nowym.

2017-07-17

Zapach nocy - część 1

O czym mówiła ta kreatura? Harmonia, interferencja, fale? Przecież to wszystko to dźwięki. Akordy. Muzyka. Dlaczego więc tak się wściekła gdy to powiedziałem? Wyglądała, jakby straciła coś ważnego. Ale co?
Mnich szedł leśną ścieżką pośród nocy potykając się co rusz o wystające korzenie. Rozmowa z tym dziwnym stworzeniem nie dawała mu spokoju. Wyglądało to tak, jakby to czekało specjalnie na niego. Dlaczego akurat on?
Starał się wszystko zapamiętać, sam nie wiedział po co. Nie wszystko miało sens. Te bzdury o podróżach w niebie? Jakie planety? Czy Bóg chciałby innych planet skoro stworzył Ziemię? Że statki? Statki są na morzu. I na pewno nie przyśpieszają dzięki nakładaniu się fal… Co to brednie? Co on chciał obliczać? Jakie trajektorie?
Było trochę rzeczy, których nigdy by nie zapamiętał. Musiał zanotować. Wszystkie te dziwactwa o bojach w niebie, które miały generować impulsy a rozchodzące się fale interferowały i dawały przyspieszenie statkom.
Nie mógł się nadziwić, jakie boje, jakie statki w niebie, przecież tam jest królestwo i tron…
W głowie kłębiło się tysiąc myśli gdy pędził do klasztoru. Chciał to wszystko spisać i zostawić w bibliotece. Może ktoś inny to zrozumie.
Spojrzał do góry i runął jak kłoda na błotnistą ścieżkę.
Obrócił się z wysiłkiem na plecy i patrzył w nocne, gwieździste niebo. Jedna z gwiazd poruszała się. Widział ją pierwszy raz i nie rozumiał już nic.
Powoli tracił czucie w nogach. Podparł się na łokciach, żeby wstać ale udało mu się ledwie przewrócić na brzuch. Ciało zupełnie odmówiło mu posłuszeństwa. Tonął w parszywej kałuży.

2017-07-06

Zapach nocy - część 2

- Spójrz w dół. - syczący głos przerwał nagle ciszę nocy. Zaskoczony mnich spojrzał w górę.
 - W dół?
 - Tak. Spójrz w dół.
Ale postać stała jak sparaliżowana, nad jej głową dwa bursztynowe ślepia rozświetlały noc. Wpatrywały się w niego.
 - Nad czym się zastanawiasz? Wdół!
Wędrowiec popatrzył pod nogi. Stał nad urwiskiem. Przysiągłby, że wcześniej biegła tędy ścieżka. Dna nie widział, ale gdzieś z dołu dochodziła smutna melodia, która wpędzała go w melancholię.
Trzask i głośne mlaskanie go otrzeźwiło. Coś jak rzucanie mokrą ścierą o podłogę. Melodia umilkła, by powrócić po chwili znów wprowadzając go w lekki trans.
Widział ją przed oczami jak dym z przygasającego ogniska w bezwietrzny wieczór, który kładzie się na horyzoncie niczym mgła. Prawie zapomniał, że stoi nad przepaścią.
Zerwał się wiatr i rozwiał melodię zastępując ją krwawo-czerwonym fetorem zgniłych ciał. Znowu ściera i mlask.
 - Co to jest? - zapytał i spojrzał znów w górę. Ślepia były tuż nad jego głową. Wystraszył się.
 - Omal nie wpadłeś.
 - Tego tutaj wcześniej nie było.
 - Ciebie tutaj wcześniej nie było, więc skąd możesz wiedzieć?
 - Szedłem już tędy, gdy…
Szyderczy śmiech przeciął melodię, która powróciła w międzyczasie.
 - Spójrz za siebie.
Mnich odwrócił się i zobaczył swoje ciało leżące w poprzek ścieżki. Nieruchome. Twarz zatopiona była w błocie.
 - Czy ja…?
 - Owszem. A zaraz powiem ci, który zapach jest dla ciebie.


2017-07-04

Kuszące



Kuszące. Niby wiedział, że raczej nic z tego dobrego nie będzie ale było kuszące. 
Odnóże samo z wolna sięgnęło do światła. Niezbyt zdecydowanie próbował z nim walczyć a nawet odwracać wzrok, ale to nic nie dało. Zbyt kuszące. Czerwono-ciepłe, miło-zdradzieckie i pociągające.
Poczuł przyjemne mrowienie. Powoli i przyjemnie przeszło przez odwłok do głowy.
Przed oczami zobaczył wijące się glisty. Coraz więcej i więcej. Wnętrzności zaczęły palić lecz wciąż była to dzika rozkosz.
Kątem oka dostrzegł odpadające szczękoczułki.
Trzask i mlask wypadających z niego robaków trochę go otrzeźwił. Nic już nie mógł zrobić. Ciało opadło na pożerające go żywcem glisty.
Już tego nie zobaczył. Oczy zżarły glisty i dostały się do mózgu. Żyje i czuje każde ukąszenie. Wciąż jest to rozkoszne i przyjemne mrowienie. Kuszące.
"Gdybym mógł to zrobić jeszcze raz…" pomyślał i zgasł.

2017-07-01

Sekret



Lepkie me macki do ciebie wznoszę o Panie
Byś do kojca raczył przyjąć mnie
Nie gdy już nic po mnie nie zostanie
A teraz, gdy najdłuższy mój cień
W zamian ci oddam duszę i skarb
Skryty w niej głęboko na dnie
Gęste myśli kosmacie go chronią
Czarne, ciężkie, zwodnicze i lepkie
Zaklęcie ci zdradzę jeśli mnie weźmiesz
A później rozpłatam sztyletem ci garb.

2017-06-30

Z prochu w torf



Z mrowia wyszedłeś i w mrowie powrócisz.
Kluczyć będziesz i tropy mylić lecz ukryć się nie zdołasz. Głupiec czy błazen?
Błądzić w spirali czasu będziesz i kręgi coraz mniejsze zatoczysz by zdechnąć.
Robaczy legion wyssie twą krew, gdy w lesie ostatni raz padniesz na twarz.



2017-06-29

Skraj


Przyczajony na skraju czarnych myśli obserwuję chmury nadchodzące powoli i majestatycznie. Niepowstrzymanie zakrywają słońce i na ziemię z wolna spływa mrok. Zbieram siły na to co ma nastąpić. Jak w hamaku odrywam się od przyziemia i czekam. Zaprzyjaźniam się z czasem starając się nie słyszeć tykania zegarów i zapomnieć jak odczytywać położenie wskazówek. Przyjdzie czas gdy znów według nich trzeba będzie żyć. Przyjdzie czas na zryw.