2017-01-31

Wicher

Gdy dwie nogi wyciągnie w tył i brzuchem zalegnie na gruncie, odwłok złapie trochę światła. Tą resztkę, która jeszcze ma siłę się dobić. Cóż, głodne pająki nie mają zbyt wiele siły, żeby się obronić przed wiatrem. Nawet wtedy, gdy wiedzą skąd wieje, dokąd wieje i z grubsza potrafią przewidzieć kiedy zacznie wiać. Wiatr to wiatr. Kiedyś próbował jeszcze walczyć, wypuszczać nić to tu, to tam. Ale w końcu i tak nic z tego nie wyszło. Znowu zbliża się wichura. Tym razem już chyba zupełnie zwieje go w mrok. Taki pajęczy los.

2017-01-29

Ostatni więzień

W zatęchłym powietrzu cytadeli zawisł odór śmierci. W więzieniu wybuchł bunt i ludzie zabijali się nawzajem bez zastanowienia. Ci, którzy byli w stanie chodzić rozpłynęli się w ciemnościach nocy. Pozostały ludzkie szczątki oraz ranni, których nikomu nie chciało się dobić. Czekał ich straszny los.
Dla szczurów szykowała się niezapomniana uczta. Wieść o wydarzeniu rozniosła się z wiatrem i całe tabuny gryzoni ściągały do cytadeli.
Ale nie wszystkich uwolniono. Jedna z cel pozostała ukryta w podziemiach. W jej środku stał niepozorny człowieczek. Szeptał dziwne słowa po czym zapadał w długą zadumę. Gdy milczał, ze ścian sypał się tynk i kruszały kamienie. Odpadały jeden po drugim na klepisko aż odsłoniły ukryty za nimi otwór. Człowiek odwrócił się w jego stronę i pustymi oczodołami spojrzał w mu w paszczę. Jego twarz rozświetliła się biało-niebieskim światłem. Wyglądał, jakby czekał na ten moment. Medytował.
Szczury próbowały zajrzeć do otworu, ale jakaś tajemnicza siła powodowała, że widziały tam tylko światło i złowieszczo przyjemną przestrzeń. Niepokoiło je to. To nie w ich stylu. I ten dźwięk, jakby szum liści, wiosennych liści i kwiatów. I ktoś tam jakby był. Ktoś rozmawia z tym więźniem? Ale o czym? Przekonuje go do czegoś?
Tymczasem człowiek stał i medytował całą noc. Po kamiennych ścianach roznosił się pisk szczurów i jęki zjadanych żywcem ludzi.
Nad ranem w celi zadrżały ściany. Szczury zerwały się w popłochu i rozbiegły po całym pomieszczeniu. Powietrze falowało wokół człowieka niczym rozgrzane pustynnym słońcem. Z otworu w ścianie dochodził odległy płacz dziecka. Kamienie sypały się ze ścian odkrywając drugie przejście po przeciwnej stronie celi. Sklepienie rozświetliło się na rubinowo. Ryk wiecznej burzy ogniowej i jęczące odgłosy cierpienia gniotły echem pierś. Piekielnej harmonii nie usłyszały już szczury. Wyziew gorącego gazu zepchnął je pod ścianę i spalił w małe czarne kulki.
Człowiek charczał coś niezrozumiale. "3aeMsssTae, 3aeMsssTae…" Spojrzał w kierunku czerwonego światła i uśmiechnął się niedbale. Gorąc ziejący z otworu palił go żywcem a on stał w bezruchu. Ogień zamienił jego ciało w proch, który znikał powoli zasysany przez czerwoną otchłań. Strop runął grzebiąc wszystko pod stertą kamieni. Zrobiło się cicho i ciemno. Ostatni więzień cytadeli zbiegł.

2017-01-28

Śliski przesmyk

Czy pozwolisz mi przejść obok niezauważenie? Jestem już gotowy, przyodziałem się w śluz. Jestem zamknięty wewnątrz brudnej skóry, czasem gdzieś wyglądam, czasem po coś sięgam. Robię to szybko, żeby nikt nie zauważył. Ale teraz, tu gdzie stoję już tak długo, zaczynam zawadzać. Chciałem kilka razy uciec, ale w wyjściu stoisz ty. Szeroka jak wszystkie moje wady i niezmienna jak całe we mnie zło. Ale jeśli choć na chwilę odwrócisz się od lustra, to ja się zmieszczę w szparze pomiędzy tobą a twoją matnią. I zniknę. Zetrzesz tylko śluz.

2017-01-26

Trupi trakt

Węże szumią na dnie jaru. Wiją się zawsze tymi samymi ścieżkami. Wydrążyły labirynt piękny, gładki i bez skaz.
Wężowa maciora czeka niecierpliwie w gnieździe na najsłabszy zapach, który przynoszą jej dzieci powracające z góry. Najwspanialsze z nich przynoszą najsilniejsze zapachy. Strachu, bólu, cierpienia i najczarniejszego smrodu śmierci. Oczy matki każdego dnia stają się coraz chłodniejsze błyszcząc cyjanową poświatą. Zapachy budzą coraz więcej neuronów skrzących się w jej mózgu, budzą wspomnienia, łechcą najskrytsze pragnienia. Zbliża się dzień, w którym eksploduje macica samicy.
Labirynt wypełnia się śluzem. Potężna i dumna maciora otwiera oczy, którymi widzi tylko szkielety swojego potomstwa, przesuwa się powoli i majestatycznie labiryntem ku górze. Nie zważa na nic miażdżąc wszystko po drodze. Jest olbrzymia, cuchnąca i zła. Kryształowo, pierwotnie zła. Dochodzi do końca labiryntu. Spogląda w słabe słońce, które zwęża jej źrenice, wydaje z siebie cichy acz przeraźliwy syk po czym zawraca. Powoli i bardzo dokładnie zjada wszystko, co po sobie pozostawiła w drodze ku słońcu. Z jej odwłoka wychodzą cuchnące śluzem jaja. Ustawia je w szeregu, perfekcyjnie wymierzonym i rozstawionym. Tworzy piękny, błyszczący lecz już nie trupi trakt. Jest wulkanem, zniszczyła, pożarła a teraz wyda nowe życie.

2017-01-10

Dzień polarny


Samotność nie jest taka zła jeśli nie zwraca się uwagi na echo myśli powracających w najmniej potrzebnym momencie. Im dłużej trwa tym bardziej dziwacznie rozepchany jest umysł. Nie sposób przewidzieć kiedy i jak mocno powrócą odbite od krzywych ścian zdradliwe głosy z podświadomości. Czekać i tężeć w strachu czy wypełnić przestrzeń czymś nieistotnym? A może istotnym? Uderzać od niechcenia krzemieniem o krzemień i przyglądać się z boku dystansując się bezpiecznie?
Po horyzont zimno i biało, bez życia, bez złudzeń, że coś tu ożyje. Próby wskrzeszania mózgu to czysty masochizm. Klinuję podziemia świadomości bezmyślnością. Szaleństwo nie będzie miało jak się wydostać. A przynajmniej nie będzie miało tak łatwo. Polarny dzień. To świt czy już zmierzch?

Lód

Podróż, pomimo przygotowań, nędznych, ale jednak przygotowań, zakończyła się nagle i bez ostrzeżenia. Gdy zimno paraliżowało mięśnie i mózg przestawał działać odezwały się zapisane głęboko w podświadomości instrukcje, które nakazywały szukać. Przerzucać kamienie jeden za drugim w poszukiwaniu wejścia do podziemi. Postać zakuta w lodzie, skurczona, z głową zwróconą na północ wygląda jakby do końca trwała w swoim postanowieniu. Duch uwięziony w martwym ciele długo się z niego nie wygrzebie.
Lód lśni w promieniach zachodzącego słońca. Czasem w ciągu dnia zdaje się delikatnie topnieć, ale po zmroku zamarza ze zdwojoną siłą. Wraz z nadejściem zmroku zaczyna skrzyć się czerwoną poświatą. Było blisko. Całkiem blisko.