2018-01-06

Kto?

Wszystko było nie tak. Od czasu, gdy postanowiła rozpocząć od nowa, wrócić do szkoły, znaleźć nowych przyjaciół, zmienić się... coś ciągnęło ją nieustannie w dół i hamowało, jak plecak pełen niepotrzebnych rzeczy. Przecież nie wychylała się z niczym, ze swoją przeszłością, umiejętnościami... Nie zrobiła nic, żeby kogokolwiek przestraszyć. Mimo to, wciąż ciągnęła się z tyłu, wszędzie docierała najdłuższą drogą i zawsze na końcu.
Tego dnia miała za sobą wyniszczającą rozmowę z matką, nierozłączony telefon, który nieopatrznie przeraził jej przyjaciółkę, rozwalony plecak, przez co zgubiła część rzadkiej książki, która się rozfrunęła po całej ulicy. Cudzej książki. "Cóż się może jeszcze zdarzyć?" - pomyślała pakując stopy w trampki.
Wybiegła z akademika i pobiegła na przełaj w kierunku przystanku. Musiała pokonać kilka przeszkód, żeby szybko się tam dostać. Miała zielone jeansy od trawy, ponieważ dwa razy zbierała bzdury, które wypadły jej z plecaka.
Na przystanku stała grupa ludzi w jej wieku, ale nie kojarzyła ich z uczelni. Nie była specjalnie zdziwiona, bo w końcu sama była tu nowa. Wciągnęli ją do autobusu rozmową i jakimś nieokreślonym zapachem przygody.
Dwie godziny później siedziała w przedziwnym miejscu strojąc beznadzieją gitarę. Niby knajpa, ale standard altanki działkowej. Przeszkolone ściany, cerata na stole, a w drugim pomieszczeniu hałas nawąchanych klejem punków. Też coś hałasowali myśląc, że grają. Była w dziwnym nastroju, jakaś czarna chmura osiadła na jej mózgu i paraliżowała.
Znalazła kostkę w tylnej kieszeni spodni i zaczęła grać. Jakieś improwizacje jak zwykle. Dopiero teraz zorientowała się, że obok niej siedzą tylko dwie osoby spośród poznanych w autobusie.
- Gdzie reszta? - zapytała dziewczynę obok.
- Uciekli, albo się zgubili.
Powinna była zapytać przed czym uciekli, ale chyba przestraszyła się tego, co może usłyszeć. Przez głowę przeleciały jej dziwne obrazy. Coś, co wydarzyło się przed chwilą, jednak zdążyła już o tym zapomnieć. Grać. Trzeba pograć, reszta minie. Kurz opadnie i wszystko sobie przypomni. Struny dźwięczały na wytartych progach gitary.
Naprzeciw niej stanął chudzielec z irokezem, który coś się wydzierał, ale zupełnie go olała. Wściekł się i wybiegł, by po chwili powrócić z nożem wielkości maczety.
Niespiesznie wstała, jak we śnie, przy pomocy nogi od krzesła przejęła nóż od tego idioty.
"Co za kretyn." - pomyślała i usiadła chwytając znów gitarę. Trzy sekundy później kretyn powrócił z dwoma kolegami.
Następne co pamiętała, to twarz przerażonego człowieka, któremu wyłamana noga od krzesła rozrywa tchawicę. Jego koledzy uciekli a ona stała spokojnie wpatrując się pustymi oczami w  człowieka, z którego uchodzi życie. Śpiewała sobie cicho, pod nosem "...kto cię teraz uratuje, kto cię teraz uratuje..." Wiedziała, że to nie pierwszy raz, nie wiedziała tylko czy śpiewa sobie czy jemu. Została sama w przestrzeni bez kolorów, dźwięków i duszy.
"Pusto tu." - szepnęła do siebie. "Nareszcie cicho."