Ciało z lekka nadgnite. W grunt zaczyna wrastać i już nawet wiatr go nie przesuwa. Ręce i nogi niedawno jeszcze sztywno ku górze wyciągnięte zwisły każde w inną stronę. Liście jesienne opadły i czasem światło gwiazd odbije się w oczach martwego ciała. Martwego ciała, bo dusza wewnątrz ciągle jest. Jest uwięziona i nie może się wydostać. Ktoś tu o kimś zapomniał albo właśnie nie zapomniał. - O czym śnisz tam w głębi? - zapytał kruk, który podleciał i pazurem drapał brzuch zgniłka sprawdzając czy nadaje się do zżarcia - Chcę już stąd wyjść. Kruk podskoczył z wrażenia. - Co?! - No to. Ptaszysko przybliżyło swoje oko do oka zgniłka podejrzliwie. - Siedzisz tam? I podglądasz życie? Nieładnie. I wydłubał oko dziobem. Potem spróbował obrócić truchło nogą, ale zrobił tylko dziurę przez którą wypadły robaki zjadające wnętrzności. - A do dupy to. Nic ciekawego tu nie ma. Zawinął skrzydłem i odleciał. Zgniłek nie otrząsną się jeszcze po utracie oka gdy znienacka kruk wrócił i wydłubał mu drugie oko. - Jak byś cicho siedział to mógłbyś w nocy do księżyca popłakać. Znowu odleciał i znowu wrócił. - No dobra. Jak padnę to wspomnę tam o tobie, bo chyba zapomnieli. Za jakieś 100 lat na oko. "Na oko"… Zaśmiał się, odleciał i zaraz wrócił. - Właśnie dotarło do mnie co powiedziałem. 100 lat. Ale zawsze lepsze to niż nic. No to cześć. Dziobnął dwa robaki z brzucha i odleciał. Zgniłek zaczął przeklinać wszystkich znanych mu bogów i wyzywać wszelkie demony. Chciał za wszelką cenę już odejść. Gdziekolwiek. Ale jego życie było tak nijakie, że nawet teraz nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz