Władca stanął przed świątynią, pchnął wrota i zamarł. W środku nie było nic poza ciałem rozdrapanym po całej podłodze. Szczury dojadały resztki kapłana. W powietrzu czuć było śmierć. Mimo to musiał wejść. Musiał dostać się do lochu. Głęboko pod ziemią skalne sklepienie migotało ciepłymi barwami życia jakby drwiąc sobie z tego, co miało nadejść. Król podszedł do studni przeznaczenia. Żółto-zielone światło bijące z podziemi oświetliło jego pomarszczoną twarz i puste oczodoły. Diabeł żyjący w ciele tego dawno zmarłego człowieka spojrzał w przyszłość. - Bracie, co widzisz? - wycharczała stojąca tuż za władcą przeraźliwe chuda postać. - Dzień zapłaty. Czas klątw nadchodzi. Roześmiali się a śmiech echem rozszedł się po ścianach. W jaskini głęboko pod lochem zadrżała stara skrzynia. Rechot przerwał ciszę skał i rozbudził ukrytego w niej wojownika. Zło tchnęło w niego zaciekawienie i dawno uleciałe życie. Głęboko w czeluściach podświadomości dojrzał światło i wpatrzone w niego oczy demona. - Witaj. Czas wstać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz