
Oczy Arachnokrona już dawno wyblakły, ale powłoka jeszcze jakoś się trzymała. Kronoczyt lubił go od zawsze. Stał teraz obok i patrzył na jego ostatnie chwile.
- Odrodzisz się?
- Jak zawsze, ale my się już nie spotkamy.
- Skąd…?
- Masz niewiele czasu. Ona jest już w drodze.
Kronoczyt zrozumiał w mgnieniu oka. Odwrócił się błyskawicznie uzbrajając kolce jadowe i zamarł ugodzony żądłem w brzuch.
Nie umarł. Potwór wtłoczył mu do trzewi swoje larwy.
- To teraz sobie pozdychasz, a moje pociechy żywcem cię od środka powyżerają - wycedził kat do swojej ofiary po czym odwrócił się w kierunku Arachnokrona.
- Dzięki. Znowu jakoś się udało.
Arachnokron podniósł się, otrzepał nogi, podszedł do zamroczonego Kronoczyta i spojrzał mu w oczy.
- Będzie łaskotać.
Roześmiał się w głos i odszedł w drugą stronę. Na odchodne krzyknął do Potwora:
- Truchło dla mnie!
- Jasne. Jak zwykle…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz