Jak bardzo rozerwane jest wnętrze, gdy zorientujesz się, że właśnie odjechał ostatni pociąg? Kiedy wiesz, że to ty spieprzyłeś sprawę. Tak, że nawet przez myśl nie przechodzi szukanie winnych albo wymówek. Czujesz, że to jest wyrwa której nie da się już zapełnić.
Jak ciężkie wydaje się być serce, gdy zorientujesz się, że przegapiłeś tyle ważnych szczegółów, które wcale nie były szczegółami? Ano tak ciężkie, że nie masz wcale ochoty, żeby biło.
To uczucie, gdy jeszcze niedawno szedłeś prostując się coraz bardziej a na horyzoncie budził się świt i nagle okazuje się, że zapomniałeś patrzeć pod nogi?
Setki myśli rozbijają się w głowie a wszystkie są o tym, czego nie zrobiłeś, nie powiedziałeś, o czym zapomniałeś i wszystkie one są jak żyletki tnące mózg.
Najgorsza ze wszystkich jest nieodwołalność i moment, gdy zdajesz sobie z niej sprawę. Nie można nic naprawić, załatać czy przeprosić albo się wytłumaczyć. Trzeba pozwolić, by druga strona świata zaleczyła się sama a można tylko patrzeć bez żadnych praw. Pragniesz choć dotknąć, ale wszystko się oddala i rozpływa we mgle. Wiesz, że tam jest ale nigdy już jej nie zobaczysz, nie poczujesz.
Wiesz, że twoja słabość stanie się dla niej ciężarem więc robisz wszystko by zamknąć tę słabość w sobie. Tym samym uzbrajasz ładunek, który po prostu musi eksplodować. Walisz się w środku, ale zachowujesz ruinę w sobie.
Pusta w środku skorupa zostaje na pustym peronie. Pogubione walizki, pogubione klucze i dokumenty. Wszyscy zdążyli. Tylko ty stoisz z pełną świadomością, że sam sobie nie dałeś szansy, by zdążyć.
Wchodzisz na tory i zaczynasz iść. W drugą stronę. Na spotkanie kolejnego pociągu. Ty naprzeciw lokomotywy i żadne z was się nie zatrzymuje. Tego nie da się spieprzyć. Prawdziwie ostatni pociąg.